W trakcie ostatnich zakupów książkowych, ta książka dosłownie na mnie wpadła, czytaj leżała przy kasie, nie mogłam się więc powstrzymać. Pośpiesznie przeglądnęłam jej zawartość i natrafiłam na zdanie, które zmroziło krew w żyłach, podnosząc ciśnienie bez zawartości wina w krwiobiegu.
„Trzydziestolatki zaczynają się zaniedbywać. Mają na ogół mniej czasu dla siebie, przybierają na wadze, przestają regularnie chodzić do fryzjera, rezygnują z uzupełniania własnej garderoby, skupiając się na garderobie dzieci”.
Myślę sobie, cholera, ktoś mi w domu kamerę zamontował? No dobra, to był jedynie krótki epizod, czas kiedy zeszłam na złą stronę mocy. Nie panikujmy, sytuacja została opanowana. Chyba.
Nie ukrywam, że to trzecia w tym roku książka podejmująca tematykę francuskiego życia, błyskawicznie więc pomyślałam, że ten kraj intensywnie mnie prześladuje. A może to los chce mi coś w ten sposób zasugerować? Czyżby skok na bungee z wieży Eiffela z croissantem w jednej dłoni i bagietką w drugiej? Postanowiłam spojrzeć na tę książkę bardziej całościowo, bez ciągłego odwoływania się do Francuzek i ich stylu – jako matka polka i fanka ciuchowego nadmiaru w jednym.
Autorzy książki gorąco zachęcają do zabawy w archeologa, motywują by pobuszować i odnaleźć w swej szafie zapomniane ubrania, które być może okażą się nieocenionymi skarbami. Ja ciągle kopie i szperam i nic z tego nie wynika, może powinnam pobuszować w szafie innych, nieznajomych osób? Tylko kto mnie do domu wpuści, widząc przez wizjer, napaloną kobietę z zestawem przenośnych walizek na kółkach?. Najbardziej ucieszyłam się jednak z rady, by nie wyrzucać ubrań, których nie nosiłam od dwóch lat. Nie wiem, czy mieli na myśli komunijną sukienkę oraz stój karnawałowy Śpiącej Królewny, ale jest to jakaś nadzieja dla tych, którzy tak jak jak, uwielbiają chomikować i kolekcjonować elementy garderoby.
Dla zachowania równowagi w przyrodzie, autorzy definitywnie polecają pozbyć się ubrań za dużych i za małych. Ta rada nie powoduje już we mnie takich zachwytów. Jak waga kobieca zmienia się niczym ciśnienie atmosferyczne, efekt jojo to nasz najlepszy przyjaciel, ubrania za małe lub za duże stają się bijącym sercem naszej szafy.
Widzę sprzeczność, widzę sprzeczność…Skoro mam nie wyrzucać ubrań z okresu dłuższego niż dwa lata, to jest oczywiste, że tamte ubrania, będą albo większe albo mniejsze. W myśl zasady, że kobieta zmienną jest. By to ogarnąć musiałam się mocniej zastanowić. Wyrzucać, nie wyrzucać, mniejsze, większe…proponuję przeczekać i schudnąć, bądź powiększyć się do rozmiaru, w którym mamy najlepsze kiecki!
Dla podbudowania naszego ego, kazali zostawić wszystkie kaszmirowe swetry. Policzyłam swoje dokładnie i bardzo szybko zorientowałam się, że żadnego nie muszę pozostawić, gdyż żadnego nie mam. To się nazywa ekspresowa segregacja!
Zdecydowanie należy skończyć ze stereotypami, nie ulegaj modzie
„Podobają nam się cienkie skarpetki z lureksu w połączeniu z butami na wysokich obcasach…” Im sie podobają, mnie już nie. I nie ma takiej siły i mobilizacji, by skłoniła mnie do zmiany własnych poglądów, nie ważne jaka skarpeta, jaki materiał, jaka cena. Ja zawsze w niej czułabym się jak kobieca wersja Ferdka Kiepskiego. Darmowe kupony na „zestaw cudownych skarpet świata” nie zmienią mojej niechęci to tego stylu.
Walcz z tandetą i dbaj o jakość
„Kawałek wystającej nitki świadczy o tym, że guziki przyszyto maszynowo”. No to ładnie, 98 % guzików w moich bluzkach spotkał taki los. Jedyne co jest pewne, to że kiedyś któryś odpadnie i to jest zdecydowanie fakt.
Wprowadzaj w modę detale, delikatne ulepszenia
„Nie zakładaj Broń Boże cienkich rajstop do krótkiej spódnicy ani do czarnej sukienki!. Chyba, że chcesz wyglądać jak podstarzała asystentka prowincjalnego notariusza”. No to już wiem, dlaczego często jestem traktowana tak poważnie…niektórzy obawiają się, że chcę im testament podważyć.
Poszukiwanie własnego stylu jest trudne, wymagające czasu i poznania siebie, zdecydowanie łatwiej obserwować trendy i stosować się do powszechnie obowiązujących. Pierwszym krokiem do odnalezienia własnego stylu, jest dla mnie pokochanie samego siebie, naszego ciała, charakteru i upodobań. Co nam przyjdzie z czerpania inspiracji ze stylu angielskiego lorda przy wadze 100 kg? To wszystko musi grać.
Ta książka to dla mnie zdecydowana pochwała umiaru i minimalizmu. Zawiera bardzo ciekawe, inspirująco-zadziwiające zdjęcia oraz interesujące wywiady z ludźmi ze świata mody. Gdzie jestem ja? Ano fruwam gdzieś daleko i zastanawiam się co zrobić, by szafę powiększyć bez konieczności przebijania ściany do sąsiadów.